• FILM
  • MJAKMORDERSTWO
  • RECENZJA

14 grudnia 2020

„M JAK MORDERSTWO" - czyli mistrzostwo suspensu Alfreda Hitchocka - recenzja filmu

Filmy Alfreda Hitchcocka można opisać w trzech słowach; trzymające w napięciu. Nie jest to jednak określnie spłycające filmy reżysera. Bynajmniej. Każdy z jego filmów zaskakuje czymś zupełnie innym. „M jak morderstwo” może nie jest najbardziej rozpoznawalnym filmem w twórczości Brytyjczyka, lecz jest na pewno wymieniany w czołówce jego dzieł. Po seansie tego filmu nietrudno domyślić się, dlaczego tak właśnie jest. Produkcja jest oparta na sztuce brytyjskiego dramatopisarza i reżysera teatralnego Fredrica Knotta o tym samym tytule, a sam jej autor jest również twórcą scenariusza do owego filmu.

Hitchcock od pierwszej sceny wrzuca nas w samą intrygę, nie traci czasu na ekspozycje czy szukanie tła każdej z postaci.  Film może nie zaczyna się efektowną sceną rodem z jakiegoś filmu akcji, lecz dzięki swojej umiejętności prowadzenia narracji i dawkowania emocji od początku jesteśmy wbici w fotel. Poznajemy od razu powody, dla których Tony Wendice (którego nie ma nawet w otwierającej scenie), nie ma udanego małżeństwa. Od początkowego ujęcia, gdzie Margot Wendice (w tej roli fenomenalna Grece Kelly) prowadzi konwersacje ze swoim kochankiem Markiem, czujemy napięcie, jakie towarzyszy nam do samego końca filmu.

W tej scenie dowiadujemy się, że Grace z powodu niewierności nie czuje się pewnie, ponieważ ktoś szantażuje ją możliwością wyjawienia jej tajemnic małżonkowi. Kochanek nalega, aby to zrobiła, ta jednak już wtedy wyraża obawy na temat poczytalności męża. Hitchcock jako autor nurtu w filmie jakimi są dreszczowce funduje nam iście zróżnicowaną dawkę emocjonalną. Emocje jednak ani na chwilę nie znikają podczas tego seansu, może zmieniać się jedynie ich ilość. Już we wspomnianej wcześniej scenie widać natężenie emocjonalne i jego zmianę uwydatnione poprzez świetną grę aktorską. Szczególnie Grace Kelly daje popis fantastycznego aktorstwa, balansując między strachem a namiętnością, którą darzy swojego rozmówcę.

fot. kadr z filmu M jak morderstwo

Fantastyczne dialogi nie są tylko przeznaczone dla tych dwóch postaci. Tony Wendice (Ray Milland) jako pomysłodawca głównej intrygi filmu podczas dialogu z dawnym kolegą ze szkoły jest przedstawiony w taki sposób, że od razu wzbudza szacunek u widza. Hitchcock idealnie portretuje postać jako inteligentnego, opanowanego i skrupulatnego, bezwzględnego geniusza, który wszystko ma dokładnie zaplanowane. Tony używa „starego dobrego” szantażu na dawnym znajomym by pomógł mu dokonać czynu zabronionego. Dowiadujmy się także o jego planie morderstwa doskonałego przed jego dokonaniem. Jest to totalne odwrócenie klasycznej konwencji kryminału. Iście nowatorskie zagranie i kolejne udowadniające nam z jakim geniuszem mieliśmy do czynienia postaci Alfreda Hitchcocka.

Plan jednak nie do końca wychodzi, jednak antagonista ma zupełnie inny założenie awaryjne, by dopiąć swego. Próbuje wciągnąć w niego inspektora policji oraz kochanka żony. Brzmi intrygująco? W istocie tak jest, reżyser daje mam tutaj starcie mocnych charakterów. W dyskusje między detektywem policji a Tonym również włącza się Mark, który ma swój interes w tej sprawie. Tony nie jest jednak jedynym kompetentnym i błyskotliwym i człowiekiem obdarzonym niesamowitymi umiejętnościami analitycznymi, nie odstaje od niego również inspektor Hubbart. Staranie zbiera on dowody i zwraca uwagę na szczegóły sprawy, pomagając widzowi odkryć nawet najdrobniejsze szczegóły sprawy. W tej roli świetny John Williams.

Akcja filmu praktycznie w całości dzieje się w mieszkaniu, a mimo to nie przeszkadza nam brak innych lokacji. Fenomenalne dialogi oraz ciągle napięta sytuacja między śledzonymi bohaterami sprawia, że nie mamy nawet ochoty opuszczać tego miejsca.

fot. kadr z filmu M jak morderstwo

Scenografia mimo prostoty świetnie podkreśla klimat kryminalny – mały apartament   małżonków a w tle morderstwo. Tak naprawdę nie potrzeba nic więcej, to działa samoistnie. nie ma powodu do umieszczenia pięknych kadrów krajobrazów do zaintrygowania widza. Film ten jest kolejnym dziełem reżysera w kolorze. Od „Okna na Podwórze” twórca zaczął kręcić filmy barwne z małymi wyjątkami jak „Niewłaściwy człowiek” czy „Psychoza”. Wydaje się, że wybitne zdjęcia autorstwa Roberta Burksa tylko zyskują dzięki brakowi powrotu do czarno-białej stylistyki. Wyraziste barwy oraz wybitna gra światłocieniem podczas niektórych kadrów jest dzięki temu znacznie bardziej eksponowana i co za tym idzie, mamy możliwość podziwiania mistrzowskiej operatorki Burksa.

Reżyser jako mistrz suspensu nie daje nam chwili wytchnienia, prowadząc nas do rozwiązania zagadki, lecz nie pozwala nam choćby na chwilę pomyśleć, że sytuacja jest rozstrzygnięta. Cały czas z zaciekawianiem „siedząc jak na szpilkach” Hitchcock wciąga nas w swój trans i nie pozwala nam z niego wyjść. Reżyser tak prowadzi scenariusz Knotta, by widz nie miał ochoty nawet na sekundę odwrócić wzroku od ekranu.

„M jak morderstwo” nie jest może tak znane jak „Psychoza” czy „Zawrót głowy”, jednak mimo niektórych niekorzystnych różnić na korzyść tych dwóch wyżej wymienionych filmów, jest on najbardziej intrygującym projektem Londyńczyka. Ten film to istny „rollercoaster” emocjonalny dla każdego śledzącego widza. Wzbudzona w nas niepewność i ciarki na plecach ustępują może dopiero po napisie „the end”.  Dzieło jest jednym z najważniejszych projektów Hitchcocka i udowodnieniem jego bezdyskusyjnie mistrzowskiej wizji reżyserskiej. Jest to absolutne „opus magnum” dla każdego fana kryminału.

MOJA OCENA 8/10

Autor; Sebastian Kulesza