8 listopada 2020

DRAMATY które rozgrywają się w scenerii siedmiu cudów swiata

Oblicze świata zmienia się, kto wie - może nieodwracalnie? Zablokowanie granic dla turystyki, to wstrząs nie tylko dla podróżnych, nierzadko to dramaty, które rozgrywają się w scenerii siedmiu cudów świata bez udziału świadków. Turystyka na ziemi padła - tak można krótko stwierdzić. Po wszystkich obostrzeniach, lockdownach świat podróży zagranicznych stanął w miejscu, dla wszystkich narodów.


Siedem cudów świata oddycha w spokoju. Bez ludzi, bez hałasu bez śmieci, bez całego tego zgiełku i tysięcy stóp rozdeptujących historię. Bezlik miejsc będących kierunkiem marzeń nieskończonej fali turystów teraz świeci pustką.. tylko grzmot wody nad Iguazu, tylko pasterze na bezkresnych stepach Mongolii, tylko słońce nad Wadi Rum, tylko wiatr w skalnym mieście Petra… Przyroda i zabytki odpoczywają od mas „nas”. W tle odgłosów natury, które znów wróciły na pierwszy plan tak na Machu Picchu, jak na Wadi Rum, dobiega cichy szloch tych, którzy od pokoleń byli strażnikami zabytków, przewodnikami, „żywą scenerią” – żyli w miejscach, które dla nas były atrakcją.


Szloch a w zasadzie cichy płacz


Pośród skał i zabytków sprzed setek, a czasem tysięcy lat, żyją ludzie ściśle związani z niemą historią. To oni najczęściej pokazują na esencję tego co widzimy podczas podróży dzięki nim mamy zawsze pełniejszy obraz sytuacji. Dziś gdy nas nie ma, całe pokolenia znalazły się w kropce. Dawno porzucili rolnictwo, hodowlę, a handel pamiątkami i usługami skończył się w marcu 2020 r. W jednej chwili setki tysięcy osób na całym świecie straciło możliwość uczciwej pracy. Większość vlogerów i backpakerów wróciła już do swoich krain i nie ma kto relacjonować zapaści na żywo.. Wiatr nie poniesie cichego szlochania lokalnych przewodników, drobnych handlarzy, babinek nawijających wełnę na szpulkę, gdzieś w kącie pod skała. Masa prostych, zwykłych ludzi znalazła się w sytuacji beznadziejnej. Często muszą się zmierzyć z brakiem środków do życia – z dnia na dzień, od wiosny stracili wszystko co mieli, nie zdążyli się przebranżowić, a dziś nie widzą przyszłości. Mowa o całych rodzinach. Gdziekolwiek na mapę nie przyłożysz palucha.


Strażnicy Petry


Setki lat temu po srogiej rzezi, z Egiptu na wschód przez Wadi Araba do Jordanii przybyło plemię Ammarin (no, jedna z gałęzi plemienia). Plemię to przyjęło na siebie funkcję strażników skalnego miasta Petra. w XIX w. Awwad, przodek dzisiejszych Amarynów, wykupił ziemię w pobliżu Petry. Rejon ten nazywany jest Al-Beidha i znajduje się w okolicach „Małej Petry”. Od tamtej pory rodziny z tego plemienia mieszkają tam, część z nich ma swoje stada,, a niektórzy od pokoleń żyją tylko z szeroko rozumianej turystyki. Ja poznałem jedną z takich rodzin. Jibril (co znaczy „piękny” i zawsze mi to uśmiech przywraca na twarzy 🙂 ), Hammed, Quasim, Atallah, Sami, Ayman – a to jeszcze nie połowa składu. Aymana i Atallaha poznałem kilka lat temu, gdy próbowałem się „na lewo” dostać do skalnego miasta. Ubaw był po pachy. Długo budowaliśmy do siebie zaufanie, ale teraz jest ono nie do podważenia. Dużo rozmawialiśmy i pamiętam jak Ayman chciał założyć swoją działalność jako przewodnik i zbierał sprzęt trekkingowy, żeby nie odstawać w swoich klapkach od zachodnich turystów. Pamiętam jak odrestaurował Nabatejską jaskinię sprzed 3 tysięcy lat i przerobił ją na mikro hostelik z klimatem. Cały wysiłek swojego młodego życia inwestował w turystykę, która utrzymywała uczciwie pracujących ludzi z jego rodziny. Pokolenia wstecz. Od wiosny tego roku jest stale gorzej, a idzie zima.. Teraz nie ma nic do jedzenia i nie widać perspektyw. Jego bracia także. Cała rodzina. Ich ojciec i dziadek leży teraz pewnie narzekając na ból w plecach. Wieczór w namiocie z czarnej wełny, rozbitym pośrodku doliny, którą ogarnia blask pełni, a pobliskie skały pokrywa srebro księżyca i czerń cieni. Już po modlitwie. Zapewne niebawem będą cała rodziną, razem z żonami i siostrami, jedli ze wspólnego talerza ryż z kurczakiem i pomidorami i papryczką i tym sosikiem takim z ziołami z pustyni, a do popicia kefirek… No właśnie nie do końca.

Dumny Beduin


Trudno od razu poznać człowieka, ale gdy się to uda, wiesz czego można się spodziewać, na co go stać, co sobą reprezentuje, jakie są granice zaufania, Ja poznałem dumnego, serdecznego człowieka, który nie boi się ciężkiej pracy i ma wewnętrzną motywację. Kiedyś Ayman opowiadał jak to zna się na biznesie pasterskim i że „o kozach wiem wszystko”, ale że dobrze mu szło w turystyce, nie rozwinął skrzydeł w branży hodowlanej. W dobie ogólnoświatowego kryzysu przypomniałem mu o tym pomyśle. Rozmawiałem z nim ostatnio i gdyby jakimś cudem stać go było na zakup trzody, mieliby z rodziną środki do życia. Wystarczyłoby zacząć od trzech lub czterech kóz. Prawdziwy facet nie prosi o pomoc dla siebie, więc zrobił to za niego przyjaciel. Wyszedłem z inicjatywą, żeby pomóc mu wspólnie z ludźmi założyć stado, które będzie w stanie go utrzymać – w tamtym regionie to sprawdzony od wieków sposób.


Zamiast ryby dajmy wędkę


Na całym świecie są ludzie, których znacie, którzy czasem, tak jak Ayman znają alternatywny sposób na przeżycie. Czasem można im mądrze pomóc, nie zawsze pieniędzmi, choć one często mogą pomóc. W przypadku „byłego” strażnika Petry kilka zakoconych kóz mlecznych załatwia sprawę, to znaczy daje narzędzie do przetrwania przy odrobinie wysiłku i dobrego życia przy mądrym pasterzu., Na zrzutka .pl uruchomiłem akcję, która ma za zadanie wesprzeć Aymana na jego nowej ścieżce życiowo-zawodowej. Powodzenia Bracie. Co powiecie na ściepę dla Aymana? Jedna koza w ciąży to koszt ok 200 JD czyli 1118,85 zł na dzień dzisiejszy. Żeby ta koza nie stała się obiadem a zaczynkiem większej populacji, potrzeba 3-4 kozy. Wówczas będzie można np. sprzedać mleko w zamian za warzywa i owoce lub ryż.

Autor: Łukasz Tulej http://tooley.pl/